Duch Święty darem Serca Jezusa

Konferencja ks. Stanisława Grucy SCJ

Jasna Góra, 16 czerwca 2018 r.

W encyklice Haurietis aquas poświęconej kultowi Serca Jezusowego papież Pius XII bardzo głęboko tłumaczy teologię tej pobożności, tak mocno zakorzenionej w tradycji Kościoła i żywo wyrażanej we wspólnotach wiernych. W dokumencie nie brakuje odniesień do miłości Boga, jak również zachęt do odpowiedzi na tę miłość poprzez praktyki, które wiele dobrego przyniosły ludziom. Papież pisze: „Nie można wprost zliczyć tych wszystkich łask, które z kultu Najświętszego Serca Jezusa spłynęły na ludzi. Ile dusz oczyściły z grzechów, obdarzyły niebiańską radością, pobudziły do zdobywania wzniosłych cnót”.

W dalszej części dokumentu odnaleźć można jednak smutniejsze tony. Ojciec św. mówi, że wciąż wielu ludzi źle pojmuje kult Serca Jezusowego, a nawet uważa go za nieprawdziwy. Dlaczego tak się dzieje? Co jest powodem dezaprobaty względem kochającego nas Serca Jezusowego?

Wydaje się, że jednym z powodów niezrozumienia tej prawdy jest zbytnia powierzchowność i kurczowe trzymanie się praktyk zewnętrznych, ponieważ łatwiej je wypełniać. Aby zostać prawdziwym czcicielem Serca Jezusa, potrzeba rzeczywistego dotknięcia Bożej miłości, a ta rodzi się z poznawania Osoby Ojca, Syna i Ducha Świętego. Dla owocnego przeżywania kultu musimy powrócić do doświadczenia miłości Boga, następnie podjąć trud jej poznania i uczynienia w jakiś sposób swoją. Papież Pius XII zauważa, że najlepszym sposobem jest zgłębienie nauki Biblii, Ojców Kościoła i teologów. Wydaje się, iż w kontekście tegorocznego zjazdu Straży Honorowej Najświętszego Serca Pana Jezusa u stóp Pani Jasnogórskiej tematyka Ducha Świętego doskonale wpisuje się w wysiłek poznania Boga, który wciąż ma kochające Serce, gotowe objąć wszystkich ludzi. Bazą do podjęcia i rozważenia tego tematu będzie kilka obrazów biblijnych, zawierających głęboką prawdę o miłującym Bogu.

Na wstępie chciałbym jednak zwrócić uwagę na pewien szczegół, dość istotny dla biblijnej interpretacji świętych tekstów. Chodzi o określenie znaczenia słów. Otóż zazwyczaj, gdy posługujemy się takimi wyrazami jak serce i duch, nie zauważamy pomiędzy nimi związku. Jednak w kontekście kultu Serca Jezusowego jest on bardzo ważny. Na ogół działanie ducha wiążemy z umysłem: modlimy się o mądrość, dar rozstrzygnięcia i oceny trudnych sytuacji. Nawet w katalogu darów Ducha Świętego znaczna ich część powiązana jest raczej z umysłem niż sercem.

Natomiast już w Starym Testamencie zaakcentowano silny związek serca z duchem. Dla przykładu, jeśli ktoś prosi Boga o serce czyste, ma się to dokonać przez odnowienie ducha (por. Ps 51,12). Jeśli słabnie duch, zatwardza się serce (por. Ps. 143,7), a jeśli serce jest niespokojne, również duch będzie niewierny (por. Ps. 78,8). Podobnych stwierdzeń można znaleźć o wiele więcej. Ten związek serca i ducha nabrał jeszcze ściślejszego znaczenia poprzez misterium zbawcze Jezusa Chrystusa. Dzięki uniżonej ofierze Serca Jezusowego mocą Ducha św. zostało w nas na nowo stworzone serce i odrodzony duch.

W Starym Testamencie zacieśnienie związku pomiędzy sercem a duchem człowieka najmocniej podkreśla obietnica z księgi proroka Ezechiela: „I dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała. Ducha mojego chcę tchnąć w was i sprawić, byścieżyli według mych nakazów i przestrzegali przykazań, i według nich postępowali” (Ez 36, 26-27). Jest to zarazem pierwszy obraz, o którym chcę opowiedzieć.

Przez usta proroka Bóg obiecał najpierw oczyścić lud, aby następnie dać mu „serce nowe i ducha nowego”. Mówi o odebraniu serca z kamienia, a ofiarowaniu serca z ciała i wlaniu w nie Ducha. Zaskakująca jest kolejność tych zdarzeń, gdyż w pełni ujawnią się one na krzyżu, w osobie Chrystusa. Zwróćmy uwagę na szczegóły. W proroctwie Ezechiela Bóg obiecuje dać serce z ciała. Jest to dar tego, co najintymniejsze w człowieku, i pośrednio odnosi się do tajemnicy wcielenia. Jezus bierze ciało – w tym także ludzkie serce – z Maryi. Następnie Bóg ustami proroka obiecuje również „swego Ducha” o mocy ożywiania i porządkowania, który będzie ostatecznie wylany na Kościół po wniebowstąpieniu Jezusa.

Dla lepszego uzmysłowienia sobie związku Ducha Świętego z Sercem Jezusa należy przypomnieć pierwotne znaczenie określeń duch i serce. Pierwsze z nich w języku hebrajskim opisane jest przy użyciu słowa ruah i znaczy tyle co ‘wiatr, tchnie, oddech, dmuchnięcie’. Z kolei serce (hbr. leb) oznacza nie tyle sam narząd, co raczej ‘wnętrze osoby’. W naszym rozumieniu oddychanie, dmuchanie i tchnienie przynależą raczej do funkcji płuc, ale dla Izraelity tchnienie pochodzi po prostu z wnętrza osoby. Dlatego, gdy mówimy o Duchu Świętym jako darze Serca Bożego, prawdę tę musimy rozważać w znaczeniu semickim, uznając, że Trzecia Osoba Trójcy Świętej jest po prostu tchnieniem osobowym wypływającym z wnętrza Boga.

Już na sześć wieków przed narodzeniem Jezusa Chrystusa, przez którego otrzymaliśmy „nowe serce”, odkupione przez mękę krzyżową, prorok Ezechiel przepowiedział swoiste przeszczepienie grzesznego serca z kamienia w serce z ciała, czyste i pełne miłości. Tego dzieła ma dokonać Duch Święty pochodzący z Serca, czyli wnętrza samego Boga. On wypisze nowe prawo, które nie będzie już oparte o kamienne tablice naszych serc, ale zakorzenione w miłości żywego serca. Bardzo wymowny jest ten fragment proroctwa Ezechiela. Wnosi on wiele w nasze spojrzenie na kult Serca Jezusa oraz pobożność i zadania wynikające z przynależności do Straży Honorowej NSPJ.

Wspaniałe starotestamentalne wizje prorockie o nowym sercu ożywionym Duchem Bożym oraz o ludzie odrodzonym dzięki przymierzu miłości zostały wypowiedziane ku pokrzepieniu serc narodu wybranego. Jednak – jak to zwykle bywa w proroctwach – teksty natchnione nie zdradzają zbyt wielu szczegółów. Ezechiel nie mówi nic o czasie ani przebiegu przyszłych wydarzeń. My, żyjący w czasach obecnych, dobrze wiemy, że owe wizje były zapowiedzią przyjścia Jezusa Chrystusa, który przez ofiarę krzyża zawarł z nami nowe przymierze, przypieczętowane miłością wypływającą z Jego przebitego Serca. Przedmiotem odnowionego przymierza w Jezusie jest miłość. Bóg wezwał nas do zachowania nowego prawa wypisanego już nie na kamieniach, ale w żywych sercach ludzi, opartego nie na bezdusznym zachowywaniu przypisów, ale na realizowaniu przykazania miłości Boga i drugiego człowieka (por. J 13,34). Być może tutaj należy upatrywać odpowiedzi na pytanie, dlaczego dzisiaj wielu ludzi nie rozumie istoty kultu Serca Jezusowego – ponieważ mają zatwardziałe serca!

Drodzy Czciciele, stowarzyszeni w Straży Honorowej przy Sercu Pana! Być może sami sobie zadajemy pytania: jak to się dzieje, że spotkał nas zaszczyt stania blisko Serca Jezusowego, oraz jak to możliwe, że człowiek może kochać miłością Bożą na sposób ludzki? Do takiego zadania wezwał nas przecież Jezus, mówiąc: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem” (J 13,34). Na te pytania odpowiedział nam sam Chrystus, który dobrze wiedział, że sami z siebie nie jesteśmy zdolni do tak heroicznej miłości, dlatego obiecał nam zesłać Ducha Świętego: „Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, to poślę Go do was”(J 16,7).

W encyklice Haurietis aquas Pius XII używa obrazu zaczerpniętego z naszych ludzkich, rodzinnych relacji, aby pokazać, że istotą kultu Serca Jezusowego jest miłość. Przywołuje cytat z księgi Izajasza: „Czyżmoże niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie” (Iz 49,15). Jest to drugi obraz miłości Serca Jezusowego i Ducha Świętego. Bóg na drodze kształtowania umiłowanego ludu wybranego wskazuje nam nowy kierunek życia. To kierunek miłości, która pomimo niewierności i zdrady ze strony człowieka sprawia, że Bóg zawsze jest gotów dotrzymać wierności, a nawet czule pochylić się nad swym poranionym stworzeniem, podobnie jak matka nad zrodzonym przez siebie dzieckiem. Zdumiewająca jest zapowiadana ustami proroka Izajasza wierność Ojca Niebieskiego w obdarowywaniu nas swoją miłością. Warto zauważyć, że od samego początku dochowuje On słowa danego narodowi wybranemu. Nawet wtedy, gdy Izraelici łamią przymierze miłości, Bóg wciąż używa języka zaczerpniętego z relacji rodzinnych, aby potwierdzić zawarte przymierze.

Trzecim obrazem, jeszcze mocniej uzasadniającym prawdę, że Duch Święty to dar Serca Jezusa, jest obraz krzyża, na którym Jezus „wyzionął ducha” i dał sobie przebić Serce. Żeby zrozumieć wymowę tego wydarzenia w kontekście tajemnicy Ducha Świętego, trzeba koniecznie odwołać się do słów samego Chrystusa. Niedługo przed odejściem z tego świata powiedział On do apostołów coś, co mocno ich zasmuciło: „Jednakże mówię wam prawdę: Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was. On zaś, gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie” (J 16,7).

W tej wypowiedzi Jezus ujawnia coś bardzo ważnego – mianowicie, że w całym Jego ziemskim życiu był obecny Wszechmocny Duch Boży. Mówiąc krótko, każde działanie i słowo Chrystusa było działaniem i słowem Ducha Świętego. Zatem trzy wielkie pasje, dla jakich Jezus przybył na ziemię: zbawienie, uświęcenie i jedność, są pasjami Ducha Świętego, który mieszkał w Chrystusie i w Nim działał. Jezus, mówiąc przed śmiercią o zesłaniu Ducha Pocieszyciela, chce przekazać Kościołowi, a więc każdemu z nas, misję realizowania owych trzech pasji, które mają być kontynuowane właśnie w Kościele. W jaki sposób Chrystus przekazuje Ducha Kościołowi? Właśnie na krzyżu! To jest moment wielkiej miłości Serca Jezusa, który „wyziewa” Ducha, a później daje sobie przebić Serce, skąd wzięły początek sakramenty Kościoła.

Tak głęboki związek pomiędzy Sercem Jezusa a działaniem Ducha Świętego zauważa św. Jan Ewangelista, który pisze, że Jezus po skosztowaniu octu powiedział „«Wykonało się» i skłoniwszy głowę, oddał ducha” (J 19,30). W niektórych tłumaczeniach w tekście użyto słowa wyzionął, ale w obecnym tłumaczeniu Ewangelii wg św. Jana wprowadzono właściwsze – jak się wydaje – słowo oddał. W języku oryginalnym tej Ewangelii, a więc greckim, wyrażenie parèdòken ma podwójne znaczenie. Można je tłumaczyć jako ‘wyzionął ducha, skonał’, ale też ‘dał, ofiarował’ swojego Ducha. Dla św. Jana uwielbienie Syna Bożego rozpoczyna się właśnie na krzyżu, ponieważ tam przez ofiarę paschalną ze swojego ciała Jezus przywrócił utracone przymierze pomiędzy Bogiem a ludźmi.

Poprzez ziemskie życie, a jeszcze bardziej przez śmierć i przebite Serce Jezus objawia miłość Ojca. W momencie śmierci daje swojego Ducha, który wciąż trwa pośród nas i urzeczywistnia pragnienie Boga o rozszerzaniu Jego miłości. Ostatnie tchnienie Chrystusa na krzyżu jest zarazem pierwszym oddechem Jego Oblubienicy, czyli Kościoła. Ten sam Duch, który działał w ziemskim życiu Jezusa, teraz działa w Kościele, a więc pośród nas. Bóg tchnął tego Ducha w Adama i Ewę, kiedy ich stwarzał, na skutek grzechu pierworodnego oddalili się jednak od źródła miłości. Dlatego, aby na powrót odnowić przymierze z upadłym człowiekiem, Bóg posłał umiłowanego Syna, żeby dokonał dzieła odkupienia. Syn z miłości do ludzi zgodził się umrzeć i dał nam swojego Ducha, by nasze serca zostały napełnione tą samą miłością, jaką mieściło Jego Serce. Można powiedzieć, że Bóg przez ostatni oddech Syna na krzyżu oraz Jego przebite Serce niejako drugi raz tchnął w człowieka swojego Ducha. Dał nam to, co najcenniejsze – dar miłości.

Drodzy czciciele Bożego Serca! Co oznacza dla nas żyć na co dzień duchem Jezusa Chrystusa? Jak realizować miłość Jego Serca, rozlaną pośród nas? Żyć w duchu miłości Serca Jezusowego oznacza dać się prowadzić Duchowi Świętemu, tak jak to czynił Jezus podczas ziemskiego życia. Żyć w duchu miłości Serca Jezusowego znaczy każdego dnia przyjmować rodzące się Słowo, tak jak to uczyniła Matka Najświętsza. Papież Pius XII w encyklice Haurietis aquas pisał o duchowym wymiarze kultu Serca Bożego. Aby zaistniał duchowy wymiar człowieka, musi działać Duch Święty, bo tylko On jest zdolny przemieniać od wewnątrz, wydobywać nasze przeżywanie miłości Serca Jezusa i przemieniać je w czyste akty miłości zewnętrznej do bliźnich: bliskich, przyjaciół, a nawet tych, do których żywimy niechęć i żal.

Moi Drodzy! Każdy z trzech przedstawionych obrazów biblijnych niesie dla nas przesłanie, jak żyć na co dzień Bożą miłością. Każdy z tych obrazów podpowiada, jak wynagradzać za grzechy tych, których serca wciąż są zatwardziałe, którzy postępują według prawa wypisanego na kamiennych tablicach, zamiast żyć duchem miłości Jezusa działającego w Kościele. Niech to nasze czuwanie przy Matce Pana w Jasnogórskim Sanktuarium pomoże każdemu z nas jeszcze bardziej zjednoczyć się z Bożym Słowem, byśmy przyjmowali je do serc, tak jak Ona to uczyniła w chwili zwiastowania.

Zatrzymaj się na chwilę

DZIEŃ PIERWSZY

Szachy życia

Nasze życie podobne jest do gry w szachy. Czarno-biała szachownica to miejsce naszego życia. Życie nie jest ani białe, ani czarne, jest czarno-białe. Figury to te najważniejsze elementy na szachownicy, gdzie w szachach naszego życia musimy obronić białego króla – to Chrystus. Po drugiej stronie mamy czarnego króla – to szatan. Najważniejsza jest królowa – na polu białego króla królową jest Eucharystia, ona jest największą bronią; na polu czarnego króla królową, rażącą i mocną bronią, jest kłamstwo.

Św. Jan Paweł II na krakowskich Błoniach w 2002 r. zauważył, że życie człowieka rozpięte jest pomiędzy misterium miłosierdzia (mysterium pietatis) a misterium nieprawości (mysterium iniquitatis).

W którymś momencie musimy sobie uświadomić, że Chrystus na pustyni nie spotkał się z jakimś złem, związanym z krzywdą, brzydotą, a więc z czymś, czego Mistrz z Nazaretu doświadczył, ale spotkał się ze złem osobowym, bo szatan jest osobą. To nie coś, co zadaje nam ból, co uderza, co krzywdzi, ale to ktoś, kto jest konkretną osobą. Szatan jest osobą, istotą rozumną i inteligentną; jest upadłym aniołem, który za wszelką cenę próbuje udowodnić Bogu, ale też i sobie, że człowiek nie zasługuje na tą wielką miłość, jaką obdarzył go Stwórca. W czarnym państwie widzimy tą figurę, która jest najmocniejsza – to kłamstwo. Za pomocą kłamstwa szatan wygrał z Adamem i Ewą w raju. Kłamstwo sprawiło, że człowiek przez ułamek sekundy pomyślał, że może być jak Bóg; znać dobro i zło. Kłamstwo w ogrodzie rajskim postawiło człowieka w centrum. Człowiek, który staje w centrum, od razu się lęka, aby go ktoś z tego piedestału nie zrzucił. Jeśli się nie lękasz Boga, nie lękasz się niczego – mówi ludowe porzekadło. Kiedy przestajesz się lękać Boga, zaczynasz bać się wszystkiego. Zwierzę, które jest atakowane, spychane z miejsca, w którym chce być za wszelką cenę, gryzie, kąsa, jest w stanie zagrożenia, gdy to mija, pozwala się dotknąć, przytulić pogłaskać, bo nie jest zagrożone. Podobnie jest z człowiekiem.

Kłamstwo jest tym, co wprowadza nas w iluzję. Zły duch za pomocą kłamstwa roztacza swoje pajęcze nici. Człowiek nawet się nie orientuje, kiedy jest cały zawinięty w kokon zła, utkany niby przez jadowitego pająka. Od takiego zła jest bardzo trudno się uwolnić. Wtedy jest szach-mat, wśród takich ludzi biały król – Chrystus nie ma możliwości ruchu.

Bóg bogaty jest w miłosierdzie – w tym stwierdzeniu zawarta jest cała prawda o istocie Boga, o Jego miłości do człowieka, która przyniosła ludziom odkupienie. Pełnia tej miłości objawiła się w ofierze krzyża. Bóg wiedząc, że tajemnica krzyża może przerosnąć jego uczniów, tych najbliższych wyprowadza na górę Tabor, aby ukazać im prawdziwe oblicze, aby w momencie, gdy przyjdzie dramat męki, nie zwątpili w Niego. Ich reakcja, a zwłaszcza świętego Piotra, uzmysławia nam, jak bardzo Chrystus miał rację, chcąc ich umocnić. Znakiem przymierza między Bogiem a człowiekiem jest Eucharystia. Sprawia, że możemy spotkać się z miłosiernym Bogiem. Szatan bardzo chce nas od niej oderwać.

Dlaczego mamy grać w szachy swojego życia? Dlatego, że ten, kto wygrywa, ma poczucie zwycięstwa, satysfakcji, spełnienia. A ta satysfakcja jest w tym, że czeka nas życie w niebie razem z miłosiernym Chrystusem. Niestety są tacy, którzy nie są zainteresowani grą w szachy swego życia, ale kiedy staną przed Bogiem, w rękach będą mieć pustą szachownicę. Po co komuś pusta szachownica, po co komuś bankrut życiowy? Wielki post, czas rekolekcji to okres, kiedy pytamy się, co zrobić, by wygrać szachy swojego życia.

DZIEŃ DRUGI

Dzwon sumienia

W całym przesłaniu Pisma Świętego zaskakuje ogromny szacunek Boga dla ludzkiej wolności. To człowiek może sam wybierać, decydować, określać warunki swego życia – tu na ziemi i w wieczności. Bóg nigdy nie mówi człowiekowi „musisz”, ale „jeśli chcesz”. Bóg za każdym razem, także za pośrednictwem Jezusa Chrystusa, składa człowiekowi propozycję, zostawia możliwość wyboru. Bez owijania w bawełnę, lojalnie przedstawia warunki oraz skutki tego wyboru. Jan Paweł II na Błoniach krakowskich mówił, że nie ma dla człowieka innego źródła nadziei i miłosierdzia Boga – to Duch Święty wprowadza nas na drogi Bożego Miłosierdzia. Przekonując świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie, równocześnie odsłania pełnię zbawienia w Chrystusie. Z jednej strony Duch Święty pozwala nam przez krzyż Chrystusa poznać każdy grzech w skali zła, jakie w sobie zawiera; z drugiej strony pozwala zobaczyć grzech w skali mysterium pietatis, czyli miłosiernej, przebaczającej miłości Boga.

To wszystko jest możliwe dzięki wspaniałemu ostrzegającemu nas głosowi – zawsze ukrytemu na dnie serca – którym jest sumienie. Co to jest sumienie? Sumienie to głos duszy, który mówi mi: „to czyń, bo to jest dobre, a tego nie rób, bo to jest złe”.

Sumienie prawe, a więc oświecone łaską Chrystusa, jest jak dzwon z kościelnej wieży. Najpierw organizuje nam czas, czyli chroni nas przed lenistwem. I musimy sobie uświadomić, jakie jest nasze podejście do czasu, który daje nam Bóg: czy jest to dzień zorganizowany, w którym właściwe miejsce mają obowiązki, zobowiązania, modlitwa, przyjemności, nasze dobro; czy może jest to dzień, który się rozsypuje jak domek z kart – mimo że mamy tyle dobrych postanowień, nie potrafimy uchwycić godzin dnia. Później człowiek wieczorem staje do modlitwy, pyta się, jaki był ten dzień i ze wstydem dochodzi do wniosku, że był nijaki. Ale możemy popaść też w drugą skrajność, że jesteśmy tak zabiegani, zatroskani, że mijamy się z rzeczami ważnymi; że nasze zobowiązania są tak pochłaniające, iż wieczorem padamy, nie mamy już siły, by Bogu podziękować, przeprosić Go, zaplanować z Nim nowy czas.

Dzwon naszego sumienia daje poczucie wspólnoty, gdyż chroni przed gniewem; a tylko gdy mamy spokojne sumienie, możemy popatrzeć komuś w oczy, uczciwie usiąść przy kawie i porozmawiać. Sumienie spokojne zachęca nas do współpracy z innymi na rzecz dobra wspólnego. Głos sumienia daje poczucie bezpieczeństwa, chroni przede wszystkim przed zazdrością. Zazdrość jest gdzieś ukryta w głębi serca; jeśli mam takie uczucie, że kogoś nie lubię, a nie umiem sprecyzować dlaczego, na pewno jest to zazdrość. Głos sumienia ostrzega przed niebezpieczeństwem, pozwala zachować właściwą miarę w jedzeniu i piciu. Dobre sumienie ostrzega przed burzą i rozpędza chmury pożądliwości, myśli nieczyste, pragnienia, które mogą szkodzić. Sumienie daje sygnał, by człowiek umilkł i posłuchał mądrzejszego, który da mu dobre słowo i wskazówkę. Sumienie powinno również podpowiadać o ważnych momentach w życiu, bo ono wtedy ratuje ludzką godność, twarz, pokazuje poziom osoby i jej klasę, a to jest związane z szacunkiem.

Sumienie stłamszone przez gniew jest jak pęknięty dzwon. Przetrącone sumienie prowadzi do samounicestwienia, do wyboru drogi zła. Co zatem leczy i precyzyjnie ustawia działanie sumienia w naszym sercu? Spowiedź święta, to jest stanięcie w prawdzie o sobie samym. Za każdym razem, gdy robimy rachunek sumienia, musimy zapytać siebie, czy rozpoznaliśmy Chrystusa w sobie, w drugim człowieku i w Kościele.

Najczęściej przygotowujemy się do spowiedzi w oparciu o dziesięć przykazań Bożych. Kiedy uczciwie zatrzymamy się nad trzema pierwszymi, rozsądzimy sprawę relacji z Bogiem. Siedem kolejnych przykazań zaś pozwoli odpowiedzieć na pytanie, jakimi ludźmi jesteśmy. Warto również przyjrzeć się grzechom głównym. Za każdym razem, gdy stawiamy pytanie o grzech, musimy też mieć świadomość, że nasz osobisty grzech był nie tylko nierozpoznaniem Chrystusa, ale także powodem Jego cierpień. Uzmysłowienie sobie tej prawdy pozwala na coraz lepsze przeżycie spowiedzi świętej, a przede wszystkim przyznanie przed samym sobą, że ja mam grzech.

Dlatego zawsze trzeba prosić Boga o łaskę Ducha Świętego, aby dostrzec grzech i do niego się przyznać. To przyznanie się jest pierwszym krokiem w stronę żalu za grzechy. Żal za grzechy to ból duszy, nie dlatego, że jest mi źle i wstydzę się siebie, ale że Bogu jest ze mną źle i że On z mojego powodu cierpi. Taki żal, który rozrywa serce jest najpiękniejszym zadośćuczynieniem miłosiernemu Jezusowi. Zawsze miłosiernego spojrzenia doświadczamy u kratek konfesjonału. Dziś, w dobie szczególnego nacisku na nasze prawa, na naszą wolność, na uprzywilejowane miejsce, często trudno nam uklęknąć u kratek konfesjonału, bo nasze rozdmuchane ego, targane szatańskimi pokusami pychy, buntuje się: dlaczego przed drugim człowiekiem, księdzem, który czasem w naszym mniemaniu nie jest lepszy od nas, mamy wyznawać swoje grzechy, swoje słabości? Potrzebna jest więc łaska Ducha Świętego nieustanna prośba o pomoc, abyśmy wierzyli, że nie rozgrzesza nas człowiek, ale sam Bóg, któremu ten człowiek powierza swoje usta i dłonie.

Bracie i siostro, jaki jest głos twojego sumienia: czysty i precyzyjny, wyznaczający granice pomiędzy dobrem i złem czy pęknięty, głuchy i niemy, sprawiający, że chodzisz w ciemności? Czas spowiedzi świętej to właściwy moment, by zadać sobie to pytanie.

DZIEŃ TRZECI

Modlitwa, która przemienia

Dobra modlitwa chroni nas przed upadkiem, faryzeizmem, a równocześnie daje światło naszym oczom. Modlitwa jest zanurzeniem się w Bogu; podnoszeniem myśli i serca do Niego. Można tu także przytoczyć refleksję św. Franciszka Salezego: „Kiedy pewnego razu rozmyślałem o Najświętszym Boku Pana Jezusa, wpatrywałem się w Jego Serce, przyszło mi na myśl, że nasze serca są dookoła Jego Serca i składają Mu hołd jako Najwyższemu Królowi Serc”. Ci, którzy modlą się systematycznie, wiedzą, że często nie jest to łatwe. Paradoksalnie św. Jan Paweł II – mistrz modlitwy – kilka razy zwierzył się, że i jemu czasem jest trudno skupić się na modlitwie.

Żyjący w VI w. święty papież Grzegorz Wielki żalił się kiedyś w jednej homilii: „…życie nie idzie za słowami, nie przeczę: winien jestem. Widzę moją niestałość i niedbalstwo; niewątpliwie kiedy byłem w klasztorze umiałem powściągnąć język od niepotrzebnych słów i niemal bezustannie trwałem na modlitwie. Ale odkąd wziąłem na siebie brzemię troski pasterskiej, rozrywany różnymi sprawami, nie potrafię skupić się należycie”. To, co niewątpliwie pomaga w skupieniu, to prośba do Ducha Świętego przed modlitwą, aby udzielił mi wsparcia, bym dobrze się modlił. Pomocna jest również modlitwa do św. Michała Archanioła, aby odpędził złego ducha, który przynosi rozproszenie. Kolejną pomocną rzeczą jest intencja. Rozpoczynając swoją rozmowę z Bogiem, dobrze jest pomyśleć, w czyjej intencji, w jakiej sprawie chcę tę modlitwę ofiarować. Kiedy nie mogę się skupić, dobrze kierować myśli w stronę tej osoby i mówić Panu Bogu, jak dobrze byłoby to rozwiązać, czego ta osoba potrzebuje.

Ważną formą naszej modlitwy jest modlitwa wynagradzająca, która musi uzmysławiać mi ogrom bólu, cierpienia, grzechu i zła świata, wyrządzających ranę Sercu Jezusowemu. Moja intencja jest więc skrzydłami, które mojej modlitwie pozwalają wznieść się do Serca Jezusowego.

Innym doświadczeniem na modlitwie jest to, że wciąż się powtarzam. Wciąż proszę Boga w tych samych intencjach, nawet się nie spostrzegłem, kiedy moja modlitwa stała się takim bezdusznym klepaniem formułek, zaklinaniem Pana Boga. By uchronić się od powtarzania i podcinającej skrzydła monotonii, warto sięgać do Pisma Świętego. Żyjący w XIII w. św. Bonawentura pisał tak: „Pismo Święte nie jest owocem ludzkich poszukiwań i odkryć, ale wypływa z objawienia Bożego. Objawienie to pochodzi od Ojca światłości, od którego bierze początek wszelkie ojcostwo na ziemi i na niebie. Od niego też przez Jezusa Chrystusa zstępuje na nas Duch Święty. Ten Duch Święty, wszystkim rozdzielający dary według swej woli, daje wiarę, a przez nią Chrystus mieszka w naszych sercach. Wiara jest znajomością Jezusa Chrystusa, z niej – jakby ze źródła – wypływa pewność i zrozumienie całego Pisma Świętego”. Zaś kilka wieków wcześniej św. Hieronim przestrzegał: „Chrystus jest mocą Bożą i mądrością Bożą. Ten, kto nie zna Pisma, nie zna mocy Boga ani Jego miłości. Nieznajomość Pisma Świętego jest nieznajomością Chrystusa”. Dlatego św. Bonawentura pisał dalej: „Treścią albo raczej owocem Pisma Świętego nie jest bynajmniej rzecz małej wagi, ale wieczne szczęście. Pismo Święte jest bowiem księgą, w której są słowa żywota wiecznego, są one spisane po to, abyśmy nie tylko wierzyli, ale też posiadali życie wieczne, w którym będziemy widzieć i kochać, w którym urzeczywistnią się wszelkie nasze pragnienia”.

Z tajemnicy Pisma Świętego oraz objawień wielu świętych wypływa różnorodność przepięknych modlitw, do których trzeba sięgać; wiele z nich podyktował sam Pan Jezus.

Prawdziwa, głęboka modlitwa czyni nas autentycznymi miłośnikami Serca Bożego, taka modlitwa nas przemienia i uzdalnia nie tylko do służenia Bogu, ale i do prawdziwego służenia braciom.

DZIEŃ CZWARTY

Eros czy agape?

Sobór trydencki obradujący w XVI wieku nakazał, aby w centralnych częściach ołtarza ukazywać scenę ukrzyżowania albo scenę zdjęcia z krzyża. Miało to na celu uwypuklenie idei, że dzięki wysiłkowi i działaniu wielu osób przyjecie ciała Chrystusa staje się możliwe dla każdego grzesznika wyciągającego po Niego ręce.

Bardzo ważną rolę w scenie przedstawionej na obrazie Petera Rubensa Zdjęcie z krzyża odgrywa Matka Boża, która nie koncentrowała się na swoim bólu i prywatnym przeżywaniu tego, co się wydarzyło, ale aktywnie uczestniczyła w przekazywaniu ciała swojego Syna grzesznikom, przedstawionym w osobie Marii Magdaleny, klęczącej pod krzyżem i łzami pokuty oblewającej zmasakrowane gwoźdźmi stopy Jezusa. Maria Magdalena poprzez swoje łzy staje się pierwszą w długim szeregu ludzi historii, którzy podjęli niełatwe dzieło wynagradzania Boskiemu Sercu Jezusa.

Często kochamy to, czego nie posiadamy, dlatego mamy tak wiele pragnień. Według Platona wielkość człowieka mierzy się jego pragnieniem: jeśli kocha muzykę, może zostać muzykiem, jeśli kocha Boga, może stać się Bożym człowiekiem. Bóg jednak kocha miłością różniąca się od pragnienia: Jego miłość nie szuka niczego dla siebie, lecz jest miłością obdarzającą tych, którzy niczego nie mają. Tak jak ojciec kocha Syna, tak też Syn kocha swoich uczniów i tak my mamy kochać naszych bliźnich, niezależnie od tego, czy jesteśmy ludźmi świeckimi, czy duchownymi.

Benedykt XVI w encyklice Deus caritas est (Bóg jest miłością)przypomniał, że starożytni autorzy pogańscy, mówiąc o miłości, używali słowa eros. W Piśmie Świętym jest inaczej, to słowo występuje wyłącznie w Starym Testamencie i tylko dwa razy. W Nowym Testamencie natomiast ani razu, zastępuje je bowiem słowo agape. Otóż autorzy natchnieni dobrze wiedzieli, że chodzi o dwie równe rzeczy.Słowo eros oznacza przede wszystkim upojenie, zaspokojenie, zabranie komuś czegoś, lecz ono przynosi pustkę, żal człowieka do siebie i do otoczenia, bo albo sam wykorzystał albo został wykorzystany. Czuje się wtedy jak ktoś, komu wypadł z rąk drogocenny kryształ i rozbił się w drobny mak. Eros pragnie posiadać coś lub kogoś, kto by go kochał. Problem w tym, że erosowi jest wciąż mało i zawsze chce więcej. Inna jest miłość agape, ona stara się odkryć drugiego człowieka, przezwyciężając własny egoizm; jest troską o człowieka i posługą dla drugiego; nie szuka samej siebie, ale poszukuje drugiej osoby ukochanej, staje się wyrzeczeniem, jest gotowa do poświęceń, co więcej poszukuje ich. Taka miłość, jeśli raz wybierze, chce być na zawsze, nie tylko po grób, ale również poza niego. Czym zatem jest miłość? Jeśli wierzyć św. Augustynowi, „miłość to wybór drogi miłości i wierność wyborowi”. Niestety dziś, gdy dziś mówimy o miłości, zazwyczaj odwołujemy się do pierwszego jej rodzaju, do miłości opierającej się na pragnieniu, to właśnie ona sączy się na nas z ekranu telewizyjnego. Tak pojmowana miłość staje się wytrychem, który podważa zasadność wierności i bycia dla kogoś.

Człowiek sam nie posiada wystarczających sił, aby mógł w ten sposób bezinteresownie i całkowicie kochać. Miłość ta jest możliwa jedynie w ścisłej łączności z Jezusem, dlatego On w tajemnicy swego Boskiego Serca prosi nas: „wytrwajcie w miłości mojej”. Kiedy w niej trwamy? Gdy zachowujemy Jego przykazania – przykazania Boże są wyrazem Jego miłości, zostały dane z miłości do człowieka, dla Jego dobra i szczęścia. Jeśli weźmiemy pod uwagę to, czym są naprawdę, zakosztujemy prawdziwej miłości. Przestrzeganie przykazań to wkroczenie na drogę kochania tak, jak kocha Bóg, dawania tak, jak daje Bóg. Musi się tak stać, bo miłość ciągle potrzebuje podtrzymywania. O nią trzeba zabiegać, wciąż co dnia budzić ją wraz ze wschodzącym słońcem, przynaglać, by myła się w porannej rosie, by siadała na gałązce kwitnącego bzu i w dialogu piękna śpiewała ze słowikiem. Miłość potrzebuje starania, aby nie rozwiała się jak dym, nie skończyła jak sen, nie odleciała jak spłoszony ptak, nie zwiędła jak niepodlewana roślina.

Ruszając z Góry Przemienienia, szukaliśmy sposobu, by móc przemienić swoje serca. Bez prawdziwiej miłości nie możemy przemienić siebie. Bez zrozumienia głębi miłości nie będziemy miłosierni jak nasz Ojciec niebieski. Bez miłości nie da się zdjąć z krzyża-ołtarza Chrystusa i podać braciom w wierze, bez zrozumienia głębi miłości człowiek nie potrafi wynagradzać zniewag, wyrządzonych krzywd Sercu Jezusa.

                                                                                                                                Ks. dr Szymon Tracz

Wróć

Modlitwa o beatyfikację

Założycielki Straży Honorowej
siostry Marii od Najświętszego
Serca Bernaud
 

 
tekst modlitwy

Prośby i podziękowania

skierowane do Bożego Serca za wstawiennictwem Założycielki
Straży Honorowej NSPJ

 
 
prześlij